sobota, 2 kwietnia 2011

Vive la France

Nie samym UK człowiek żyje, czyli eklektyczny miszmasz z krainy Gainsbourga i Brassensa.




Po krótkim, acz obiecującym początku i miesiącach milczenia przyszedł czas na blogowe niusy i życzeniu sobie, by więcej takich długich przerw nie było. Postaram się nadrobić zaległości jak najszybciej, a dzisiejsza notka będzie w związku z tym dłuższa.
Tak się właśnie sympatycznie złożyło, że wróciłem parę dni temu z Paryża. Z tej okazji będzie kilka ciekawych rzeczy, które może nie są jakieś wielce odkrywcze, ale pragnąłbym poczynić ukłon w stronę francuskiej muzyki alternatywnej, znanej i lubianej na całym świecie.

The Teenagers - uwielbiam ich, a moja miłość zwiększyła się w momencie, gdy pierwszego dnia mojego pobytu w Paryżu przypadkowo spotkałem Doriana, gitarzystę tego zespołu. Zespół mówi o sobie, że ich muzyka to taki Kraftwerk robiący soundtracki do filmów porno. Chłopaki lubią się dobrze bawić i słychać to w ich tekstach i muzyce. Teenagersi są fajni też do słuchania samemu, jadąc autem czy próbując usnąć. W niedalekim czasie powinni wydać już drugą płytę.



Phoenix - są na scenie już dosyć długo, pamiętam, że jak byłem dzieckiem, w czasie gdy jeden z ich kawałków leciał ciągle w radiu Zet, to ich nie cierpiałem. Dziś zachwycam się ich ostatnią płytą, zresztą przedostatnia też ma u mnie wysokie notowania.



Vive la Fête - akurat ci pochodzą z Belgii, ale magia Paryża też na nich podziałała i przeprowadzili się do stolicy świata. Też nie grają od wczoraj, a parę lat temu sam Karl Lagerfeld ogłosił się największym fanem Vive la Fête. Może to będzie dobrą rekomendacją?



M83 - to coś, żeby ukoić nerwy, choć niekoniecznie ostudzić emocje. M83 jest bowiem zespołem, który gra spokojnie, jednocześnie zapewnia kołatanie serca. Ich koncert, na którym się kiedyś znalazłem, pozostanie mi w pamięci jeszcze przez długi czas. Dobrze się przy tej muzyce zasypia i marzy, dlatego określanie ich mistrzami dreampopu jest jak najbardziej trafione.



Nouvelle Vague - jeżeli jesteście zmęczeni słuchaniem Joy Division czy The Cure, Nouvelle Vague przypływa ze swoją francuską "nową falą" i proponuje Wam kultowe piosenki w zupełnie nowym wymiarze. Żeby nie było, że Francuzi śpiewają po angielsku, tym razem coś w języku Balzaca.



Sebastien Tellier - poznaję dopiero muzykę tego pana. Tymczasem zdążyłem już zakochać się w tym pięknym i wzruszającym kawałku. Chcę, żeby to poleciało na moim ślubie. Na pogrzebie też może.

Sebastien Tellier - La Ritournelle from Lucky Number Music on Vimeo.


Yann Tiersen - ten kompozytor znany ze soundtracku do Amelii udźwięcznia klimat klasycznego Paryża. Jeżeli macie ochotę przenieść się w paryski wymiar ciasnych uliczek, uroczych knajp na Montmartrze, pan Tiersen z pewnością Wam to ułatwi.



Na tym skończę dzisiejszą muzyczną turystykę. Nieraz jeszcze będą gościć Francuzi na tym blogu.
Trudno przecież zliczyć te wszystkie muzyczne smaczki Francji, a są przecież jeszcze m.in. Coeur de Pirate, Stereolab, Air, SoKo, Yelle, Daft Punk i wiele innych, a i tak w przypadku większości wymienionych artystów - mówimy ciągle o tych rezydujących w samym Paryżu.

1 komentarz:

  1. Bardzo interesujące to, co piszesz. Inteligentne i z puentą. Chciałabym Cię poznać <3

    OdpowiedzUsuń